Forum Szkola Strona Główna Szkola
:)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Śnieżnik, Jagodna, Orlica, Szczeliniec Wielki i Kłodzka Góra

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Szkola Strona Główna -> Luźne pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
seb_135




Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/69

PostWysłany: Nie 21:36, 20 Lip 2008    Temat postu: Śnieżnik, Jagodna, Orlica, Szczeliniec Wielki i Kłodzka Góra

wprawdzie forum umarło sto lat temu, ale a nuż ktoś poczyta. dzielmy się swoimi wakacyjnymi wrażeniami, ja zacznę:

Przede wszystkim - kolejna maksyma do kolekcji: "Jeśli na pasie, po którym jedziesz, są dziury, to możesz być pewny, że po lewej stronie jest gładziutki asfalt".

Zanim co...

Dzień wyjazdu zostaje przełożony już na wstępie, bo 14. są urodziny Bartka a jazda rano po nich wymykałaby się rozumowej klasyfikacji. Wobec powyższego, 15. idziemy na drugą imprezę do Bartka z mocnym postanowieniem, że nie będziemy pić. Po skonsumowaniu około pół litra wódki udaje nam się wydostać i chwiejnym krokiem dojechać do Wawelna na 2. robiąc uprzednio zakupy w nowym opolskim Tesco.


16 lipca 2008


Według prognozy pogody otrzymanej przez Maćka od operatora komórkowego dzień ma być raczej pochmurny i wietrzny. Wstajemy o ósmej, zjadamy dużo płatków czekoladowych z mlekiem i wyruszamy.

Wawelno - Niemodlin 11* km

Po staremu, przejeżdżamy przez Sosnówkę, w samym Niemodlinie dopompowujemy koła, robimy zakupy w Plusie i wio!

Niemodlin - Otmuchów 46 km

Trochę za Niemodlinem, w Grabinie, zatrzymujemy się na pierwszy postój na nieczynnej stacji benzynowej, zjadamy śniadanie i zaczynamy się męczyć. Kilkaset metrów dalej zauważam pierwszą usterkę, pierwszą rysę na idealnym planie. Otóż, zaczynam czuć, że moje koło dziwnie się wybrzusza. Zatrzymuję się, sprawdzam - tak, to przetarta opona. Staję i krzyczę: "kuurwa!", po czym jedziemy dalej z zamysłem kupienia nowej opony w najbliższym czasie. Chcąc ominąć Nysę, w Pakosławicach zjeżdżamy na boczne drogi, gdzie trochę za Reńską Wsią mijamy pasącą się na ulicy kozę a kawałek dalej... Maciek łapie gumę. Postój trwa dłużej niżby wymagało sama zmiana dętki, bo jesteśmy już strasznie spoceni, dzień wszak miał pochmurny a słońce spala głowy, wysusza skórę. Jazda w trzydziestu stopniach to nie najfajniejsza rzecz. W Otmuchowie pierwszy raz daje o sobie znać Opatrzność - sklep rowerowy znajduje się niedaleko nieczynnej wprawdzie stacji benzynowej, ale nieopodal jest też zakład wulkanizacyjny, gdzie pompujemy koła.

Otmuchów - Złoty Stok 23 km

Nawiązując do powyższego - najfajniejsza rzecz to zmaganie się z silnym wiatrem podczas jazdy pod górę. Najwyższa osiągana przez nas prędkość to w porywach 23 km/h. Co jakiś czas przestajemy pedałować i całą energię wkładamy w krzyknięcie bardzo głośno "kurwa!". Jakieś dziesięć kilometrów przed Złotym Stokiem czujemy woń padliny. Kawałek dalej orientujemy się, że to leżący w rowie martwy, gnijący, zjadany przez muchy i mrówki dzik. Jest on jednak tylko elementem naszego Necro-Zwierzyńca, w skład którego wchodzą niezliczone rozjechane ptaki (w tym jedna sowa), psy, koty, lisy, jeże oraz wiewiórki, których wnętrzności oraz płyn mózgowo-rdzeniowy i krew malują drogę na rozmaite barwy, tworząc niemalże bajkowy widok w połączeniu z ścielącymi się jelitami, wywróconą na nice skórą a także rozbryzgniętym gdzieniegdzie mózgiem. Jeśli sądzisz, że to obrzydliwe, Czytelniku, to pomyśl, że my to widzieliśmy. W całej okazałości! i dosyć często. Podczas postoju na Maćka przewraca się rower i uderza go bardzo mocno w kark. Podczas jazdy wyobrażamy sobie jak bardzo trudny będzie podjazd na drodze do Lądka-Zdroju, bo na jednej z poprzednich wypraw, dał nam się mocno we znaki.

Złoty Stok - Kletno 31 km

Podjazd okazuje się wręcz łatwy, co kwituję mówiąc, że "chyba jesteśmy silniejsi niż dwa lata temu". Na Przełęczy Jaworowej meldujemy się około 19., co pozwala nam żywić, płonną wprawdzie, nadzieję, że Śnieżnik uda się zdobyć jeszcze tego dnia. Bawimy chwilę na przełęczy myjąc się w lodowatej wodzie spływającej ze źródełka. Zjazd jest fajny, ale to za mało, na dole stwierdzam, że chyba się zestarzałem i kiedyś mniej bałem śmierci, bo co to za zjeżdżanie, kiedy używa się hamulca. Sypię za to głowę popiołem. W Lądku robimy zakupy, ale... w całym mieście nie ma sklepu, w którym można by kupić mięso a jest dopiero nieco przed 21. Chcemy dojechać w miarę szybko do Stronia Śląskiego, aby tam znaleźć lepszy sklep, ale na rogatkach Lądka zapominamy o tym najwyraźniej i spędzamy prawie pół godziny jedząc i rozmawiając. Do Stronia dojeżdżamy późno, mniej więcej wtedy orientuję się, że nowa opona dziwnie się wybrzusza i chcemy zmienić dętkę, aby to zniwelować, ale nigdzie nie ma kompresora. Po kilkunastominutowych, bezowocnych zresztą, poszukiwaniach sklepu widzę tabliczkę wskazującą drogę na stację benzynową, mijam sklep, do którego wchodzę z myślą "a co szkodzi spróbować" i oczywiście znajduje się tam dla nas wymagany zapas kiełbasy. Zapada zmrok, mijamy Starą Morawę i dojeżdżamy do Kletna. Wjeżdżamy do Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego i brniemy pod górę w stronę Jaskini Niedźwiedziej. Mijamy kilka hoteli, schronisk, parkingów i robi się coraz ciemniej. Docieramy do, najwyraźniej, wyschłego chwilowo koryta rzeki, gdzie postanawiamy się rozbić na noc. Ustawiamy namiot i idziemy szukać chrustu. Stajemy przed rowem w wybranym losowo miejscu, przecinamy drogę i... znajdujemy wielki stos chrustu! Ręca nam opadają. (Maciek: "stary, czemu ten chrust tutaj jest?"). Rozpalamy ognisko, czekając na Strażników Lasu, którzy wręczą nam Mandat, ale takowi się nie pojawiają. Zjadamy kiełbasy, tosty i układamy do snu na kamieniach wyścielających dno koryta. Wchodzę do namiotu i napotykam dziwny zapach, jakby stęchlizny. Myślę: "cholera, ale mi śmierdzą Myśliwskie Buty, pewnie to uciążliwe, ale nic na to nie poradzę przecież"...


17 lipca 2008

Nadmieniony wcześniej zapach okazuje się czymś nieco innym, gdy Maciek ściąga rano spodnie. Zjedzona przezeń u Bartka zupa weszła najwyraźniej w reakcję z wyrobem czekoladopodobnym i spowodowała puszczanie niesamowicie śmierdzących bąków - coś jak sześciomiesięczna stęchlizna tuż przed rozpoczęciem rozkładu, ale opisać się tego nie da. Co gorsza, zapach ten przesiąkł całkowicie rzeczone spodnie i wszędzie, gdzie idziemy - tam i on. Powstaje maksyma, obelga właściwie - "śmierdzisz spodniami".

Kletno - Międzylesie 23 km

Noc nie była szczególnie zimna, więc relatywnie żwawo zabieramy się do zdobywania Śnieżnika. Po raz pierwszy okazuje się, że mapa czasem kłamie, ale mniejsza z tym. Wjeżdżamy-wchodzimy na Przełęcz pod Śnieżnikiem, w schronisku zjadamy śniadanie (warto nadmienić - parzę się w język żurkiem, oparzenie boli już do końca wyprawy), zostawiamy rowery i docieramy na szczyt o 11. Zjeżdżamy stromą, leśną, wyboistą drogą (patrzenie w lewo odbiera animusz). Bardzo szybko docieramy do Międzygórza, gdzie jemy, wymieniamy dętkę i okazuje się, że wybrzuszenie na oponie to nie jej wina. Postanawiamy dojechać do Międzylesia, aby tam użyć kompresora. Podczas pompowania zauważam dziwne, żółte prześwity w oponie. Rodzi się kolejna maksyma - "Jeśli koło się wybrzusza a nie jest to wina scentrowanej felgi - opona jest dziurawa". Pytam na stacji gdzie jest najbliższy sklep rowerowy i nie mogę, znowu, uwierzyć własnym uszom - 500 metrów stąd, mówi sprzedawca. Kupujemy kolejną oponę, z nadzieją, że wytrzyma do końca polowania. Z Międzylesia wyjeżdżamy już Autostradą Sudecką, która, jak się okazuje, na zawsze zmieni nasz pogląd na jazdę w górach.

Międzylesie - Jedlnik (746 m n.p.m.) 12 km

Dwanaście kilometrów, zdawałoby się - śmieszny dystans. Nic bardziej mylnego. Są to dwa podjazdy, przecinane wprawdzie kojącym zjazdem, ale jednak wspinamy się ponad 200 metrów w górę po drogach o przewyższeniu 12-20%, co jest straszliwą mordęgą. Wrócę jednak do zjazdów - postanawiamy się odrzucić strach i na nowo odnajdujemy frajdę z pokonywania zakrętów na pełne szybkości przez sam balans ciałem i ręce precz od hamulców. W pewnym momencie mija nas samochód - wolksvagen (jak Maciek już wcześniej zauważył - wolksvageny zawsze trąbią). Jestem masakrycznie zmęczony i, gdy trąbi, krzyczę: "taaak, wolkswagen!". Jadący nim, jak sądzę, inteligentni panowie, minąwszy nas, zatrzymują się, wrzucają wsteczny, ale widząc, że nie zareagowaliśmy na to ucieczką albo padnięciem na kolana i błaganiem Boga o ratunek, tylko stoimy i czekamy aż podejdą - zmieniają zdanie i dalej jadą w górę. Docieramy na punkt widokowy na Jedlniku, gdzie Maciek, w hołdzie bohaterom odsieczy wiedeńskiej, składa pod tablicą upamiętniającą którąśtam rocznicę - spodnie. Śmierdzą straszliwie. Chwilę później dołącza do nas rodzina. Zbieramy się szybko, bo, jak mówi Maciek: "chciałem zostawić ich z tym samych". Na odchodnym jeszcze, zapytany czy nie zostawiłem kurtki mówię - "to nie nasze" i oddalam się. Chwilę później, nie wiedzieć czemu, rodzina odjeżdża.

Jedlnik - Lasówka 19 km

Po drodze zjadamy cośniecoś i trochę przed zmierzchem dojeżdżamy do przełęczy, skąd rozpoczynamy podejście na Jagodną. Idziemy niebieskim szlakiem, zjadamy nieco jagód, podejście jest łagodne. Pod szczytem mamy trochę problem z dezorientacją w terenie, ale niebawem odnajdujemy szczyt. Tam siadamy już podczas wieczornej szarówki konsumujemy kolację i Maciek wygłasza swój wiekopomny monolog:

"Wyobraź sobie, że sramy w lesie i nie uważamy gdzie. W dupę gryzie cię żmija zygzakowata. Żeby uratować komuś życie musisz mu wyssać jad. Zgadnij co musisz zrobić. Wyobraź sobie, że jeden z nas wybiega z krzyków i krzyczy: <<stary, wyssij mi z dupy jad>>. Zrobiłbyś to?"

Zlewamy z tego sto lat. Schodzimy z Jagodnej i w schronisku zjadamy pierogi. Orientujemy się jak bardzo jesteśmy zmęczeni a ja mam zatkany nos i boli mnie gardło. Zjeżdżamy do Lasówki, gdzie rozbijamy namiot na polu z wysoką trawą. Zasypiamy około 23. z myślą, że nawet nie jest tak zimno. O drugiej zmieniamy zdanie. Ciężko byłoby mi powiedzieć, że spałem tej nocy. Raczej tracę przytomność, wszystko jest wilgotne, płynne i miękkie. I zimne, bardzo zimne. Proponuję w nocy, żeby wstać i jechać, ale koncepcja upada z braku sił i niemożliwości ruszenia się. O szóstej dzwoni budzik i już chcę wstać, ale wtedy robi się cieplej i śpimy do ósmej.

18 lipca 2008

"Uwielbiam smak flegmy o poranku" - wypadałoby rzec, parafrazując klasyka. Budzę się ze strasznie cieknącym nosem i palącym gardłem, co w połączeniu z oparzonym językiem daje niesamowity efekt. Składamy się i jedziemy dalej.

Lasówka - Zieleniec 9 km

Mordęgi ciąg dalszy. Nie ma to jak sobie popodjeżdżać z rana. Aby się nieco odświeżyć, kąpiemy się w lodowatym potoku zwanym Dziką Orlicą. Orzeźwia, zaiste skutecznie! Docieramy do Zieleńca i stamtąd rozpoczynamy wejście trzecią naszą zdobycz - Orlicę. Szlak nie prowadzi niestety na szczyt,bo po co. Tracimy ponad godzinę na odnalezienie wierzchołka, co udaje się z pomocą napotkanej pary Czechów. Orlica okazuje się tym samym, co Vrchmezi - czeski szczyt, bo to granica, i stąd całe zamieszanie. Schodzimy na przełecz i...

Zieleniec - Kudowa-Zdrój 15 km

Dwa słowa - szaleńczy zjazd. Już nie ma mowy o żadnych hamulcach ni asekuranctwie. Bijemy kolejne rekordy prędkości, wchodząc w zakręty przy maksymalnym pędzie. Efekt? Rekord - 67,2 km/h. Na przełęczy Polskie Wrota zatrzymujemy się, by odsapnąć i pędzimy dalej do Kudowy. Całą trasę pokonujemy w jakieś 20 minut.

Kudowa-Zdrój - Karłów 11 km

W Kudowie idziemy do pijalni wód, które ponoć przyspieszają trawienie. Postanawiamy sprawdzić to wypijając po dwa kubki wody duszkiem. Kończy się to wizytą w lesie (uwaga na żmije!) po jakichś dwóch kilometrach...
Spróbuj sobie wyobrazić jedenastokilometrowy podjazd, który wynosi cię 450 metrów w górę. Drogę, która bez przerwy pnie się pod nachyleniem 12-20% pod górę. Na takiej właśnie drodze nauczyłem się nowej rzeczy. Podjazdy górskie wcale nie są po to, by minęły i można było zjechać. Pokonywanie ich bez przerw może dać satysfakcję i całkiem niezłą frajdę. Jakby organizm wchodził na wyższe przełożenie. W ciągu dwóch dni nauczyłem się więcej o mechanizmach rządzących rowerowymi przerzutkami niż przez całe życie. Oddychając coraz szybciej i kręcąc coraz bardziej zapamiętale, gdy pot zalewa oczy i nalewa się słoną falą do ust zatraca się człowiek sam w sobie. To jest prawdziwe myślistwo - oderwanie się od rzeczywistości. Energia w najczystszej postaci.
Inna pozytywna rzecz - w górach rowerzyści stanowią brać - widząc człowieka nadjeżdżającego z przeciwka unosisz rękę, on też i wszyscy wiedzą o co chodzi. Nie trzeba szukać endorfiny nigdzie indziej, wystarczy pozwolić jej się wyzwolić.

Karłów - Kłodzko 32 km

Z Karłowa ruszamy na Szczeliniec Wielki. Droga jest stroma i świetnie uporządkowana, wszędzie barierki, te sprawy. Na szczyt docieramy szybko, tam siadamy na Fotelu Liczyrzepy i zaczynamy schodzić. Tutaj - monologu ciąg dalszy:

seb parska śmiechem
maciek: co jest?
seb: nic, przypomniałem sobie koncepcję ze żmijami gryzącymi w dupę.
maciek (śmiejąc się): ale to nie byłoby tak, że tylko ssiesz - musiałbyś mi rozciąć to ugryzienie nożem i wtedy mógłbyś mi wyssać... krew z jadem i z gównem... (ledwo kończy w spazmach śmiechu).

Do końca wyprawy już powtarzamy hasło "ssij mi krew z jadem i gównem z dupy".

Zjazd Drogą Stu Zakrętów przysparza emocji, ale to już nie to samo, co wcześniej. Mimo zmęczenia jedziemy w miarę szybko, bo chcemy jeszcze tego dnia zdobyć ostatni planowany klejnot - Kłodzką Górę. Do Kłodzka docieramy gdy zaczyna zapadać zmierzch. Chcemy się jeszcze umyć, ale nie ma gdzie.

Kłodzko - Przełęcz Kłodzka (483 m n.p.m.) 9 km

Jedziemy topornie, mozolnie wspinając się ma przełęcz i ścigając ze słońcem, aby odnaleźć szlak zanim zapadnie zmrok.

Przełęcz Kłodzka - Złoty Stok 10 km

Na przełęczy zastajemy parking zbudowany z myślą o turystach i tam postanawiamy rozbić się na noc. Kłodzką Górę mamy za "pppf, Kłodzka Góra, zdobędziemy ją raz dwa". Szlak niebieski z przełęczy okazuje się jednak najtrudniejszym szlakiem, jakim kiedykolwiek szedłem. Przewyższenia sięgające 40%, błoto, pająki i wysoka trawa. Idziemy nim jakieś dwie godziny, spoceni jak świnie docieramy do podszczytu, gdzie szlak zmienia kolor na żółty, tracimy trochę czasu mijając zwalone na ścieżkę pnie drzew aż wreszcie polowanie kończy się sukcesem. Nagrodą za wspinaczkę jest drzewo z napisem "Kłodzka Góra 763", bo wszelkie widoki zasłaniają drzewa. Cholernie szkoda, bo nocne panoramy to jest coś. Uznajemy zgodnie, że zdobywanie gór w dzień jest fajniejsze. Jest to pierwszy przypadek, kiedy, zdobywając górę w nocy, nie zgubiliśmy się ani razu. Wracamy na parking, gdzie nie udaje nam się rozpalić ogniska, co jeszcze potęguje wszechogarniające wkurwienie. Kłócimy się a później, żeby uniknąć wybuchu, nie odzywamy do siebie. Adrenalina, testosteron i krańcowe wycieńczenie to średnia mieszanka. Zasypiamy, przerażeni, że będzie tak zimno, jak dzień wcześniej. Jest cieplej, jednak, w nocy na parking przyjeżdżają kolejne grupy turystów, którzy robią dużo hałasu i nas budzą. Rano wstajemy średnio wypoczęci. Moje przeziębienie "nabiera mocy i zniewala rozum". Ruszamy, mijamy kilka ostatnich podjazdów i osiągamy Złoty Stok.

Złoty Stok - Wawelno 73 km

Wyjechawszy ze Złotego Stoku natrafiamy na opisanego wcześniej zdechłego dzika, który śmierdzi jak jeszcze o trzy dni starsza padlina. Jak zwykle, wracając, ścigamy się z czasem i wiatrem, mając go w plecy i jadąc z góry. Docieramy do Wawelna w jakieś cztery godziny jadąc ze średnią prędkością około 35 km/h, robiąc po drodze raptem dwa postoje - w Otmuchowie i Grabinie, na tej samej stacji, co pierwszy. Odnajdujemy tam pozostawione przez siebie trzy dni wcześniej kubki po jogurtach. Do Wawelna docieramy około 13., co jest ewenementem o tyle, że to pierwsza wyprawa, z której nie wróciliśmy w środku nocy.

* wartości orientacyjne

wartości z licznika: dystans - 371.84 km, czas - 17:46 h, średnia - 21.59,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Szkola Strona Główna -> Luźne pogaduszki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin