Autor Wiadomo¶æ
seb_135
PostWys³any: Nie 21:36, 20 Lip 2008    Temat postu: ¦nie¿nik, Jagodna, Orlica, Szczeliniec Wielki i K³odzka Góra

wprawdzie forum umar³o sto lat temu, ale a nu¿ kto¶ poczyta. dzielmy siê swoimi wakacyjnymi wra¿eniami, ja zacznê:

Przede wszystkim - kolejna maksyma do kolekcji: "Je¶li na pasie, po którym jedziesz, s± dziury, to mo¿esz byæ pewny, ¿e po lewej stronie jest g³adziutki asfalt".

Zanim co...

Dzieñ wyjazdu zostaje prze³o¿ony ju¿ na wstêpie, bo 14. s± urodziny Bartka a jazda rano po nich wymyka³aby siê rozumowej klasyfikacji. Wobec powy¿szego, 15. idziemy na drug± imprezê do Bartka z mocnym postanowieniem, ¿e nie bêdziemy piæ. Po skonsumowaniu oko³o pó³ litra wódki udaje nam siê wydostaæ i chwiejnym krokiem dojechaæ do Wawelna na 2. robi±c uprzednio zakupy w nowym opolskim Tesco.


16 lipca 2008


Wed³ug prognozy pogody otrzymanej przez Maæka od operatora komórkowego dzieñ ma byæ raczej pochmurny i wietrzny. Wstajemy o ósmej, zjadamy du¿o p³atków czekoladowych z mlekiem i wyruszamy.

Wawelno - Niemodlin 11* km

Po staremu, przeje¿d¿amy przez Sosnówkê, w samym Niemodlinie dopompowujemy ko³a, robimy zakupy w Plusie i wio!

Niemodlin - Otmuchów 46 km

Trochê za Niemodlinem, w Grabinie, zatrzymujemy siê na pierwszy postój na nieczynnej stacji benzynowej, zjadamy ¶niadanie i zaczynamy siê mêczyæ. Kilkaset metrów dalej zauwa¿am pierwsz± usterkê, pierwsz± rysê na idealnym planie. Otó¿, zaczynam czuæ, ¿e moje ko³o dziwnie siê wybrzusza. Zatrzymujê siê, sprawdzam - tak, to przetarta opona. Stajê i krzyczê: "kuurwa!", po czym jedziemy dalej z zamys³em kupienia nowej opony w najbli¿szym czasie. Chc±c omin±æ Nysê, w Pakos³awicach zje¿d¿amy na boczne drogi, gdzie trochê za Reñsk± Wsi± mijamy pas±c± siê na ulicy kozê a kawa³ek dalej... Maciek ³apie gumê. Postój trwa d³u¿ej ni¿by wymaga³o sama zmiana dêtki, bo jeste¶my ju¿ strasznie spoceni, dzieñ wszak mia³ pochmurny a s³oñce spala g³owy, wysusza skórê. Jazda w trzydziestu stopniach to nie najfajniejsza rzecz. W Otmuchowie pierwszy raz daje o sobie znaæ Opatrzno¶æ - sklep rowerowy znajduje siê niedaleko nieczynnej wprawdzie stacji benzynowej, ale nieopodal jest te¿ zak³ad wulkanizacyjny, gdzie pompujemy ko³a.

Otmuchów - Z³oty Stok 23 km

Nawi±zuj±c do powy¿szego - najfajniejsza rzecz to zmaganie siê z silnym wiatrem podczas jazdy pod górê. Najwy¿sza osi±gana przez nas prêdko¶æ to w porywach 23 km/h. Co jaki¶ czas przestajemy peda³owaæ i ca³± energiê wk³adamy w krzykniêcie bardzo g³o¶no "kurwa!". Jakie¶ dziesiêæ kilometrów przed Z³otym Stokiem czujemy woñ padliny. Kawa³ek dalej orientujemy siê, ¿e to le¿±cy w rowie martwy, gnij±cy, zjadany przez muchy i mrówki dzik. Jest on jednak tylko elementem naszego Necro-Zwierzyñca, w sk³ad którego wchodz± niezliczone rozjechane ptaki (w tym jedna sowa), psy, koty, lisy, je¿e oraz wiewiórki, których wnêtrzno¶ci oraz p³yn mózgowo-rdzeniowy i krew maluj± drogê na rozmaite barwy, tworz±c niemal¿e bajkowy widok w po³±czeniu z ¶ciel±cymi siê jelitami, wywrócon± na nice skór± a tak¿e rozbryzgniêtym gdzieniegdzie mózgiem. Je¶li s±dzisz, ¿e to obrzydliwe, Czytelniku, to pomy¶l, ¿e my to widzieli¶my. W ca³ej okaza³o¶ci! i dosyæ czêsto. Podczas postoju na Maæka przewraca siê rower i uderza go bardzo mocno w kark. Podczas jazdy wyobra¿amy sobie jak bardzo trudny bêdzie podjazd na drodze do L±dka-Zdroju, bo na jednej z poprzednich wypraw, da³ nam siê mocno we znaki.

Z³oty Stok - Kletno 31 km

Podjazd okazuje siê wrêcz ³atwy, co kwitujê mówi±c, ¿e "chyba jeste¶my silniejsi ni¿ dwa lata temu". Na Prze³êczy Jaworowej meldujemy siê oko³o 19., co pozwala nam ¿ywiæ, p³onn± wprawdzie, nadziejê, ¿e ¦nie¿nik uda siê zdobyæ jeszcze tego dnia. Bawimy chwilê na prze³êczy myj±c siê w lodowatej wodzie sp³ywaj±cej ze ¼róde³ka. Zjazd jest fajny, ale to za ma³o, na dole stwierdzam, ¿e chyba siê zestarza³em i kiedy¶ mniej ba³em ¶mierci, bo co to za zje¿d¿anie, kiedy u¿ywa siê hamulca. Sypiê za to g³owê popio³em. W L±dku robimy zakupy, ale... w ca³ym mie¶cie nie ma sklepu, w którym mo¿na by kupiæ miêso a jest dopiero nieco przed 21. Chcemy dojechaæ w miarê szybko do Stronia ¦l±skiego, aby tam znale¼æ lepszy sklep, ale na rogatkach L±dka zapominamy o tym najwyra¼niej i spêdzamy prawie pó³ godziny jedz±c i rozmawiaj±c. Do Stronia doje¿d¿amy pó¼no, mniej wiêcej wtedy orientujê siê, ¿e nowa opona dziwnie siê wybrzusza i chcemy zmieniæ dêtkê, aby to zniwelowaæ, ale nigdzie nie ma kompresora. Po kilkunastominutowych, bezowocnych zreszt±, poszukiwaniach sklepu widzê tabliczkê wskazuj±c± drogê na stacjê benzynow±, mijam sklep, do którego wchodzê z my¶l± "a co szkodzi spróbowaæ" i oczywi¶cie znajduje siê tam dla nas wymagany zapas kie³basy. Zapada zmrok, mijamy Star± Morawê i doje¿d¿amy do Kletna. Wje¿d¿amy do ¦nie¿nickiego Parku Krajobrazowego i brniemy pod górê w stronê Jaskini Nied¼wiedziej. Mijamy kilka hoteli, schronisk, parkingów i robi siê coraz ciemniej. Docieramy do, najwyra¼niej, wysch³ego chwilowo koryta rzeki, gdzie postanawiamy siê rozbiæ na noc. Ustawiamy namiot i idziemy szukaæ chrustu. Stajemy przed rowem w wybranym losowo miejscu, przecinamy drogê i... znajdujemy wielki stos chrustu! Rêca nam opadaj±. (Maciek: "stary, czemu ten chrust tutaj jest?"). Rozpalamy ognisko, czekaj±c na Stra¿ników Lasu, którzy wrêcz± nam Mandat, ale takowi siê nie pojawiaj±. Zjadamy kie³basy, tosty i uk³adamy do snu na kamieniach wy¶cielaj±cych dno koryta. Wchodzê do namiotu i napotykam dziwny zapach, jakby stêchlizny. My¶lê: "cholera, ale mi ¶mierdz± My¶liwskie Buty, pewnie to uci±¿liwe, ale nic na to nie poradzê przecie¿"...


17 lipca 2008

Nadmieniony wcze¶niej zapach okazuje siê czym¶ nieco innym, gdy Maciek ¶ci±ga rano spodnie. Zjedzona przezeñ u Bartka zupa wesz³a najwyra¼niej w reakcjê z wyrobem czekoladopodobnym i spowodowa³a puszczanie niesamowicie ¶mierdz±cych b±ków - co¶ jak sze¶ciomiesiêczna stêchlizna tu¿ przed rozpoczêciem rozk³adu, ale opisaæ siê tego nie da. Co gorsza, zapach ten przesi±k³ ca³kowicie rzeczone spodnie i wszêdzie, gdzie idziemy - tam i on. Powstaje maksyma, obelga w³a¶ciwie - "¶mierdzisz spodniami".

Kletno - Miêdzylesie 23 km

Noc nie by³a szczególnie zimna, wiêc relatywnie ¿wawo zabieramy siê do zdobywania ¦nie¿nika. Po raz pierwszy okazuje siê, ¿e mapa czasem k³amie, ale mniejsza z tym. Wje¿d¿amy-wchodzimy na Prze³êcz pod ¦nie¿nikiem, w schronisku zjadamy ¶niadanie (warto nadmieniæ - parzê siê w jêzyk ¿urkiem, oparzenie boli ju¿ do koñca wyprawy), zostawiamy rowery i docieramy na szczyt o 11. Zje¿d¿amy strom±, le¶n±, wyboist± drog± (patrzenie w lewo odbiera animusz). Bardzo szybko docieramy do Miêdzygórza, gdzie jemy, wymieniamy dêtkê i okazuje siê, ¿e wybrzuszenie na oponie to nie jej wina. Postanawiamy dojechaæ do Miêdzylesia, aby tam u¿yæ kompresora. Podczas pompowania zauwa¿am dziwne, ¿ó³te prze¶wity w oponie. Rodzi siê kolejna maksyma - "Je¶li ko³o siê wybrzusza a nie jest to wina scentrowanej felgi - opona jest dziurawa". Pytam na stacji gdzie jest najbli¿szy sklep rowerowy i nie mogê, znowu, uwierzyæ w³asnym uszom - 500 metrów st±d, mówi sprzedawca. Kupujemy kolejn± oponê, z nadziej±, ¿e wytrzyma do koñca polowania. Z Miêdzylesia wyje¿d¿amy ju¿ Autostrad± Sudeck±, która, jak siê okazuje, na zawsze zmieni nasz pogl±d na jazdê w górach.

Miêdzylesie - Jedlnik (746 m n.p.m.) 12 km

Dwana¶cie kilometrów, zdawa³oby siê - ¶mieszny dystans. Nic bardziej mylnego. S± to dwa podjazdy, przecinane wprawdzie koj±cym zjazdem, ale jednak wspinamy siê ponad 200 metrów w górê po drogach o przewy¿szeniu 12-20%, co jest straszliw± mordêg±. Wrócê jednak do zjazdów - postanawiamy siê odrzuciæ strach i na nowo odnajdujemy frajdê z pokonywania zakrêtów na pe³ne szybko¶ci przez sam balans cia³em i rêce precz od hamulców. W pewnym momencie mija nas samochód - wolksvagen (jak Maciek ju¿ wcze¶niej zauwa¿y³ - wolksvageny zawsze tr±bi±). Jestem masakrycznie zmêczony i, gdy tr±bi, krzyczê: "taaak, wolkswagen!". Jad±cy nim, jak s±dzê, inteligentni panowie, min±wszy nas, zatrzymuj± siê, wrzucaj± wsteczny, ale widz±c, ¿e nie zareagowali¶my na to ucieczk± albo padniêciem na kolana i b³aganiem Boga o ratunek, tylko stoimy i czekamy a¿ podejd± - zmieniaj± zdanie i dalej jad± w górê. Docieramy na punkt widokowy na Jedlniku, gdzie Maciek, w ho³dzie bohaterom odsieczy wiedeñskiej, sk³ada pod tablic± upamiêtniaj±c± któr±¶tam rocznicê - spodnie. ¦mierdz± straszliwie. Chwilê pó¼niej do³±cza do nas rodzina. Zbieramy siê szybko, bo, jak mówi Maciek: "chcia³em zostawiæ ich z tym samych". Na odchodnym jeszcze, zapytany czy nie zostawi³em kurtki mówiê - "to nie nasze" i oddalam siê. Chwilê pó¼niej, nie wiedzieæ czemu, rodzina odje¿d¿a.

Jedlnik - Lasówka 19 km

Po drodze zjadamy co¶nieco¶ i trochê przed zmierzchem doje¿d¿amy do prze³êczy, sk±d rozpoczynamy podej¶cie na Jagodn±. Idziemy niebieskim szlakiem, zjadamy nieco jagód, podej¶cie jest ³agodne. Pod szczytem mamy trochê problem z dezorientacj± w terenie, ale niebawem odnajdujemy szczyt. Tam siadamy ju¿ podczas wieczornej szarówki konsumujemy kolacjê i Maciek wyg³asza swój wiekopomny monolog:

"Wyobra¼ sobie, ¿e sramy w lesie i nie uwa¿amy gdzie. W dupê gryzie ciê ¿mija zygzakowata. ¯eby uratowaæ komu¶ ¿ycie musisz mu wyssaæ jad. Zgadnij co musisz zrobiæ. Wyobra¼ sobie, ¿e jeden z nas wybiega z krzyków i krzyczy: <<stary, wyssij mi z dupy jad>>. Zrobi³by¶ to?"

Zlewamy z tego sto lat. Schodzimy z Jagodnej i w schronisku zjadamy pierogi. Orientujemy siê jak bardzo jeste¶my zmêczeni a ja mam zatkany nos i boli mnie gard³o. Zje¿d¿amy do Lasówki, gdzie rozbijamy namiot na polu z wysok± traw±. Zasypiamy oko³o 23. z my¶l±, ¿e nawet nie jest tak zimno. O drugiej zmieniamy zdanie. Ciê¿ko by³oby mi powiedzieæ, ¿e spa³em tej nocy. Raczej tracê przytomno¶æ, wszystko jest wilgotne, p³ynne i miêkkie. I zimne, bardzo zimne. Proponujê w nocy, ¿eby wstaæ i jechaæ, ale koncepcja upada z braku si³ i niemo¿liwo¶ci ruszenia siê. O szóstej dzwoni budzik i ju¿ chcê wstaæ, ale wtedy robi siê cieplej i ¶pimy do ósmej.

18 lipca 2008

"Uwielbiam smak flegmy o poranku" - wypada³oby rzec, parafrazuj±c klasyka. Budzê siê ze strasznie ciekn±cym nosem i pal±cym gard³em, co w po³±czeniu z oparzonym jêzykiem daje niesamowity efekt. Sk³adamy siê i jedziemy dalej.

Lasówka - Zieleniec 9 km

Mordêgi ci±g dalszy. Nie ma to jak sobie popodje¿d¿aæ z rana. Aby siê nieco od¶wie¿yæ, k±piemy siê w lodowatym potoku zwanym Dzik± Orlic±. Orze¼wia, zaiste skutecznie! Docieramy do Zieleñca i stamt±d rozpoczynamy wej¶cie trzeci± nasz± zdobycz - Orlicê. Szlak nie prowadzi niestety na szczyt,bo po co. Tracimy ponad godzinê na odnalezienie wierzcho³ka, co udaje siê z pomoc± napotkanej pary Czechów. Orlica okazuje siê tym samym, co Vrchmezi - czeski szczyt, bo to granica, i st±d ca³e zamieszanie. Schodzimy na prze³ecz i...

Zieleniec - Kudowa-Zdrój 15 km

Dwa s³owa - szaleñczy zjazd. Ju¿ nie ma mowy o ¿adnych hamulcach ni asekuranctwie. Bijemy kolejne rekordy prêdko¶ci, wchodz±c w zakrêty przy maksymalnym pêdzie. Efekt? Rekord - 67,2 km/h. Na prze³êczy Polskie Wrota zatrzymujemy siê, by odsapn±æ i pêdzimy dalej do Kudowy. Ca³± trasê pokonujemy w jakie¶ 20 minut.

Kudowa-Zdrój - Kar³ów 11 km

W Kudowie idziemy do pijalni wód, które ponoæ przyspieszaj± trawienie. Postanawiamy sprawdziæ to wypijaj±c po dwa kubki wody duszkiem. Koñczy siê to wizyt± w lesie (uwaga na ¿mije!) po jakich¶ dwóch kilometrach...
Spróbuj sobie wyobraziæ jedenastokilometrowy podjazd, który wynosi ciê 450 metrów w górê. Drogê, która bez przerwy pnie siê pod nachyleniem 12-20% pod górê. Na takiej w³a¶nie drodze nauczy³em siê nowej rzeczy. Podjazdy górskie wcale nie s± po to, by minê³y i mo¿na by³o zjechaæ. Pokonywanie ich bez przerw mo¿e daæ satysfakcjê i ca³kiem niez³± frajdê. Jakby organizm wchodzi³ na wy¿sze prze³o¿enie. W ci±gu dwóch dni nauczy³em siê wiêcej o mechanizmach rz±dz±cych rowerowymi przerzutkami ni¿ przez ca³e ¿ycie. Oddychaj±c coraz szybciej i krêc±c coraz bardziej zapamiêtale, gdy pot zalewa oczy i nalewa siê s³on± fal± do ust zatraca siê cz³owiek sam w sobie. To jest prawdziwe my¶listwo - oderwanie siê od rzeczywisto¶ci. Energia w najczystszej postaci.
Inna pozytywna rzecz - w górach rowerzy¶ci stanowi± braæ - widz±c cz³owieka nadje¿d¿aj±cego z przeciwka unosisz rêkê, on te¿ i wszyscy wiedz± o co chodzi. Nie trzeba szukaæ endorfiny nigdzie indziej, wystarczy pozwoliæ jej siê wyzwoliæ.

Kar³ów - K³odzko 32 km

Z Kar³owa ruszamy na Szczeliniec Wielki. Droga jest stroma i ¶wietnie uporz±dkowana, wszêdzie barierki, te sprawy. Na szczyt docieramy szybko, tam siadamy na Fotelu Liczyrzepy i zaczynamy schodziæ. Tutaj - monologu ci±g dalszy:

seb parska ¶miechem
maciek: co jest?
seb: nic, przypomnia³em sobie koncepcjê ze ¿mijami gryz±cymi w dupê.
maciek (¶miej±c siê): ale to nie by³oby tak, ¿e tylko ssiesz - musia³by¶ mi rozci±æ to ugryzienie no¿em i wtedy móg³by¶ mi wyssaæ... krew z jadem i z gównem... (ledwo koñczy w spazmach ¶miechu).

Do koñca wyprawy ju¿ powtarzamy has³o "ssij mi krew z jadem i gównem z dupy".

Zjazd Drog± Stu Zakrêtów przysparza emocji, ale to ju¿ nie to samo, co wcze¶niej. Mimo zmêczenia jedziemy w miarê szybko, bo chcemy jeszcze tego dnia zdobyæ ostatni planowany klejnot - K³odzk± Górê. Do K³odzka docieramy gdy zaczyna zapadaæ zmierzch. Chcemy siê jeszcze umyæ, ale nie ma gdzie.

K³odzko - Prze³êcz K³odzka (483 m n.p.m.) 9 km

Jedziemy topornie, mozolnie wspinaj±c siê ma prze³êcz i ¶cigaj±c ze s³oñcem, aby odnale¼æ szlak zanim zapadnie zmrok.

Prze³êcz K³odzka - Z³oty Stok 10 km

Na prze³êczy zastajemy parking zbudowany z my¶l± o turystach i tam postanawiamy rozbiæ siê na noc. K³odzk± Górê mamy za "pppf, K³odzka Góra, zdobêdziemy j± raz dwa". Szlak niebieski z prze³êczy okazuje siê jednak najtrudniejszym szlakiem, jakim kiedykolwiek szed³em. Przewy¿szenia siêgaj±ce 40%, b³oto, paj±ki i wysoka trawa. Idziemy nim jakie¶ dwie godziny, spoceni jak ¶winie docieramy do podszczytu, gdzie szlak zmienia kolor na ¿ó³ty, tracimy trochê czasu mijaj±c zwalone na ¶cie¿kê pnie drzew a¿ wreszcie polowanie koñczy siê sukcesem. Nagrod± za wspinaczkê jest drzewo z napisem "K³odzka Góra 763", bo wszelkie widoki zas³aniaj± drzewa. Cholernie szkoda, bo nocne panoramy to jest co¶. Uznajemy zgodnie, ¿e zdobywanie gór w dzieñ jest fajniejsze. Jest to pierwszy przypadek, kiedy, zdobywaj±c górê w nocy, nie zgubili¶my siê ani razu. Wracamy na parking, gdzie nie udaje nam siê rozpaliæ ogniska, co jeszcze potêguje wszechogarniaj±ce wkurwienie. K³ócimy siê a pó¼niej, ¿eby unikn±æ wybuchu, nie odzywamy do siebie. Adrenalina, testosteron i krañcowe wycieñczenie to ¶rednia mieszanka. Zasypiamy, przera¿eni, ¿e bêdzie tak zimno, jak dzieñ wcze¶niej. Jest cieplej, jednak, w nocy na parking przyje¿d¿aj± kolejne grupy turystów, którzy robi± du¿o ha³asu i nas budz±. Rano wstajemy ¶rednio wypoczêci. Moje przeziêbienie "nabiera mocy i zniewala rozum". Ruszamy, mijamy kilka ostatnich podjazdów i osi±gamy Z³oty Stok.

Z³oty Stok - Wawelno 73 km

Wyjechawszy ze Z³otego Stoku natrafiamy na opisanego wcze¶niej zdech³ego dzika, który ¶mierdzi jak jeszcze o trzy dni starsza padlina. Jak zwykle, wracaj±c, ¶cigamy siê z czasem i wiatrem, maj±c go w plecy i jad±c z góry. Docieramy do Wawelna w jakie¶ cztery godziny jad±c ze ¶redni± prêdko¶ci± oko³o 35 km/h, robi±c po drodze raptem dwa postoje - w Otmuchowie i Grabinie, na tej samej stacji, co pierwszy. Odnajdujemy tam pozostawione przez siebie trzy dni wcze¶niej kubki po jogurtach. Do Wawelna docieramy oko³o 13., co jest ewenementem o tyle, ¿e to pierwsza wyprawa, z której nie wrócili¶my w ¶rodku nocy.

* warto¶ci orientacyjne

warto¶ci z licznika: dystans - 371.84 km, czas - 17:46 h, ¶rednia - 21.59,

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group